Ciepło, a w zamrażarce ostatni worek z zeszłoroczną aronią (lada dzień będzie świeża, więc miejsce trzeba robić!). Podpatrzyłam co wymyśliła ostatnio jedna z koleżanek z Vitalii - Kamila - i na II śniadanie zjadłam pyszny deserek. U Kamili to napój, u mnie żylaków za uszami można dostać próbując uciągnąć go przez słomkę, pewnie dlatego, że dałam zbyt dużo aronii, ale chciałam się schłodzić.
Porcja dla 1 osoby.
szklanka mrożonej aronii
banan
2 śliwki
mały jogurt naturalny
Wszystko zmiksować blenderem lub tak jak ja w Thermomixie. Przelać/przełożyć do szklanki, jeść łyżeczką jak deser (konsystencja lodów).
mrożone pyszności :) świetnie wygląda i ja chyba wolę Twoją konsystencje, wolniej znika mi ze szklanki :)
OdpowiedzUsuń:) cieszę się, jutro pewnie zrobię powtórkę :)
Usuńwygląda cudnie :)
OdpowiedzUsuńmniam! aronie już na mnie czekają działkowe ;)
OdpowiedzUsuńja jak mam ochotę na lody, to właśnie nieraz daję zamrożone owoce. Można mrozić banana i gdy ma się ochotę na coś zimnego - użyć go. Poza tym banan to same dobro, bo to naturalny cukier i koktajle z nim zrobione (czy inne potrawy), zazwyczaj nie wymagają już dodatkowego słodzenia
OdpowiedzUsuń"Żylaków za uszami" Hahaha Boski tekst!!
OdpowiedzUsuńA co do deseru - wygląda cudnie, ale moja niechęć do aronii chyba większa. Zrobię sobie taki z jagodami :)
W oryginale były jagody :) Także smacznego!
UsuńO Jessuuu,umarłam ze śmiechu,przeczytawszy o żylakach:)))))A takie desery latem kocham:)))
OdpowiedzUsuń